Szykuje się nowa zaporowa norma emisji spalin Euro 7 - Komisja Europejska chce właśnie w ten sposób uregulować kwestię aut spalinowych – nie mówiąc wprost o zakazie ich produkcji, lecz wprowadzając normę dla takich samochodów de facto nie do spełniania. Zarówno dalsze zaostrzenie limitów emisji CO2, jak i szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu i tlenku węgla, powinny przyczynić się do rozwoju elektromobilności i wypromowania samochodów (lokalnie) zeroemisyjnych."
Link do pełnego artykułu: https://www.auto-swiat.pl/wiadomosci/aktualnosci/norma-emisji-spalin-euro-7-koniec-diesli-i-benzyniakow-w-2025-roku/5vz8yyq
Myślę, że to podchody do negocjacji. Coś zaproponują i będą czekać co przemysł motoryzacyjny na to odpowie. Parę stanowisk dla "komisarzy" i rodzin i już norma będzie bardziej znośna (jak ktoś wierzy, że tam nie ma układów i lobbingu to zapewniam, że jest w błędzie).
To wszystko jest to też gra wielu stronnictw i raczej nikt nie pozwoli, żeby zaorać większość producentów aut, szczególnie że dla głównych graczy unii przemysł motoryzacyjny jest bardzo ważny.
Jednak jakie by one nie były, to kolejnych norm nie da się już spełnić inaczej niż przez stosowanie hybrydowych rozwiązań. Poliftowe W213 chyba wszystkie silniki benzynowe ma już "zhybrydyzowane".
I powiem szczerze, że nie jestem temu przeciwny. Wolałbym większą pojemność, mniej wyżyłowany silnik (może nawet z pośrednim wtryskiem?) ale wspierany przez układ hybrydowy niż litrowe triturbo z miską olejową o pojemności 1,5 litra
Zatem kolejne auta spalinowe będą po prostu hybrydami (zakładam, że trochę odpuszczą normy bo te zaproponowane, szczególnie w ostrzejszym wariancie mogą być rzeczywiście problemem).
Najbardziej bawi mnie ich walka z tlenkami azotu - z tego co pamiętam wzrost ich udziału w spalinach jest efektem pracy na zubożonej mieszance która jest skutkiem spełnienia norm emisji dwutlenku węgla. A więc nikt jeszcze nie wpadł na to, że za krótkiej kołderki nie da się naciągnąć na głowę i stopy
Jedyne co cieszy to zapis (o ile się utrzyma, bo dla wielu producentów może być większym bólem pupy niż same normy):
"Samochody obowiązywałoby zachowanie zawartych w normie limitów w temperaturach od -10 do +40 st. C, także na wysokości 1000 lub 2000 m n.p.m. (dotychczas maks. 700 m n.p.m.) i przez teoretyczny „czas życia” auta wynoszący 15 lat lub 240 tys. km (dotychczas 160 tys. km)."
To by oznaczało, że jednak muszą mieć dość trwałe rozwiązania mechaniczne. A to dla użytkownika tylko plus.